Mam na imię Jutro | Recenzja
Tytuł: Mam na imię Jutro
Autor: Damian Dibben
Data publikacji: 03.04.2019
Gatunek: Fikcja historyczna, fantasy
Ilość stron: 382
Pies, który przeżył stulecia, zwiedzając różne kraje i czekając na swojego właściciela? Brzmi jak coś, co pochłonęłabym w jeden wieczór i co przyprawiłoby mnie o złamane serce. Byłam bardzo podekscytowana tą książką, bo jestem ogromną psiarą. Na myśl o mojej Zoe, wystawionej na tyle lat samotności kręciła mi się w oku łezka. Po prostu musiałam poznać historię Jutra.
Opis fabuły
Jutro rozpoczyna swój codzienny obchód. Wyrusza ze swojego legowiska, by obejść Wenecję i odwiedzić kaplicę, pod którą miał czekać na swojego Pana. Utrzymuję swoją rutynę od 127 lat, nie tracąc nadziei, że on wreszcie się pojawi.
Kiedy przypadkowo natrafia na ślad zapachu swojego Pana, gotowy jest wyruszyć w nieznane, byle go odnaleźć. Nieśmiertelny pies dzielnie kroczy przez królewskie dwory, przyjęcia i pola walki w poszukiwaniu dawnego przyjaciela. Nie zamierza ustać, dopóki nie zjednoczy się z osobą, którą kocha ponad wszystko.
Opinia
Miało być tak pięknie! Byłam tak pozytywnie nastawiona do tej lektury. Od początku chciałam ją pokochać i liczyłam, że trafię na nowego ulubieńca. Niestety, strasznie się zawiodłam.
Akcja utworu była w całości niezwykle powolna. Poza sporadycznymi atakami wojsk, niewiele się działo. Miałam ogromny problem, by zachować skupienie, bo odpływałam myślami, próbując przebrnąć przez niektóre fragmenty.
Historia zapowiadała się świetnie, ponieważ to dokładnie taki rodzaj ckliwości, o jakim lubię czytać. Serducho mi topniało, czytając o losach Jutra, pomimo tego, że tak trudno było mi skończyć tę pozycję. Na szczęście autor zastosował ciekawy zabieg i teraźniejszość psa, który poszukiwał właściciela, mieszała się z przeszłością i ich wspólnymi latami. Gdyby była ona przedstawiona w ciągu chronologicznym, nie pozostawiałaby pola popisu dla wyobraźni.
Opisy przeróżnych krajów z jednej strony mnie przyciągały i pozwalały eksplorować dawne czasy wraz z postaciami "Mam na imię Jutro", ale z drugiej strony okropnie mi się dłużyły. Było ich po prostu za dużo. Dibben skupił się głównie na kreacji otoczenia, a za mało rozwinął akcję.
Jutro był naprawdę interesującą postacią. Jego psie instynkty wymieszane były z niemal ludzkim zrozumieniem otaczającego go świata. Porażał mnie swoją inteligencją, ale też wewnętrznym smutkiem. Przeżył tak wiele, ale nie złamało go to. Podziwiałam jego upór i nieznikającą nadzieję. Zdecydowanie jest on najlepszym bohaterem tej powieści.
Nie była to koniecznie zła książka, ale z pewnością nie dla mnie. Myślę, że osoby, które preferują rozbudowane otoczenie kosztem fabuły, powinny być zadowolone. Sama wolę jednak bogatą historię i wielobarwnych bohaterów, przez co była ona dla mnie rozczarowaniem.
Ocena końcowa
![]() |
(5/10) |
To raczej nie moja bajka...
OdpowiedzUsuńBrzmi jak doroślejsza wersja psa, który jeździł koleją. Ale po tym co napisałaś to raczej też nie dla mnie
OdpowiedzUsuńZupełnie nie mój repertuar.
OdpowiedzUsuńRecenzje jednak napisałaś całkiem niezłą i dobrze, że stwierdziłaś, iż książka nie była dla Ciebie.
Pozdrawiam!
Irena-Hooltaye w podróży
Nie dla mnie
OdpowiedzUsuńgood post!
OdpowiedzUsuńLove your blog, thank you for sharing.
luxhairshop homecoming Hairstyle
(๑′ᴗ‵๑)I Lᵒᵛᵉᵧₒᵤ❤